Oh, my love, now the days are gone
Och, jak ja lubię duchy przeszłości.
Dziś wspominam... jego. I tamten ciepły, letni wieczór.
Niektóre romanse nigdy nie wychodza poza sferę słów, snów i wyobrazeń. No, moze jakiegoś ulotnego pocałunku w ciemnościach. I mimo to zapadaja w pamięć na naprawdę długo. Gdzieś sa, nawet gdy wspomnienie dotyku jego ust na moich się zagubi.
I w sumie nawet jest pewien urok w tym, ze nie przezyły konfrontacji z rzeczywistościa.
Inne latami podtrzymuje nadzieja na spełnienie.
Lubię pamiatki. Nie musza być cokolwiek warte. Byle miały na sobie dotyk. Jakby czastkę tamtej energii. Magii jakiegoś wydarzenia lub konkretnego, znamiennego wieczoru.
Wisiorek z pajakiem. Nie pilnuję go specjalnie i nie noszę, ale jakimś cudem od dziesięciu lat udaje mi się go nie zgubić. Dobra metafora tej znajomości.
Srebrny pierścionek. Straciłam go. Straciłam i inne pamiatki po tym człowieku, którego nie ma juz na tym świecie.
Drewniane pudełeczko, przesycone woniami wszystkich olejków eterycznych, jakie były w nim przechowywane.
Bilet na pociag. Nie wiem, po co. Tego człowieka przypominam sobie z opóznieniem. Nie zapadł mi w pamięć. Klin. Chyba z kronikarskiego obowiazku.
Porcelanowa figurka. Udałam potem, ze ja zgubiłam, byle nie musieć oddawać. By mimo wszystko pamiętać.
Dziesięciozłotowy banknot. Za coś wykładałam, on mi oddał, a ja schowałam w przypływie przebijajacego się przez mgiełkę upojenia przeczucia, ze inny przedmiot noszacy ślad jego dotyku się nie przytrafi.
Bilet do muzeum. Miejsce, w którym juz byłam wiele razy, ale teraz splotło mi się w pamięci z tamtym złotym popołudniem.
Pierścionek z bursztynami. Bo to, ze ten ktoś jest w moim zyciu nie oznacza, ze nie mogę mieć pamiatki po magicznym czasie.
Takich przedmiotow jest więcej, ale przy tych pamiętam konkretne sytuacje lub emocje.
Byłoby więcej. Sporo zgubiłam, zniszczyłam, wyrzuciłam w przypływie złości.
Szkoda.
Mam nadzieję kiedyś dorobić się jakiegoś ładnego pudła i wszystkie pamiatki, wynotowane cytaty, zachowane gdzieś kartki z wielu pamiętników przechowywać. Wyjać za kilkadziesiat lat i wspominać, jak burzyła się krew.
Moze ktoś powie, ze nie powinnam, ale niezmiernie pieczołowicie owe wspomnienia pielęgnuję.
Bo lubuję się w dobrych historiach, a te odpowiednio ujęte moga być dobre.
Lubię swoje wspomnienia opisywać tak, jakby to były epizody jakichś opowieści.
Komentarze
Prześlij komentarz